Marcin Tomala Marcin Tomala
2908
BLOG

Córeczka Kate ważniejsza niż Sumliński (i nie tylko)

Marcin Tomala Marcin Tomala Polityka Obserwuj notkę 57

Polska to musi być wbrew narzekaniom i marudzeniu takich malkontentów jak, nie szukając długo, ja sam - wyjątkowo szczęśliwy i pozbawiony poważnych problemów kraj. Wybory prezydenckie za pasem, a media tej oazy szczęśliwości całkowicie pomijają sensacyjną książką znakomitego dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego na temat skandalicznych związków obecnego prezydenta Bronisława Komorowskiego z światkiem przestępców i agentów. W zamian prześcigają się w relacjach narodzin córeczki księżnej Kate, kolejnej dzieciny, która dziś zaszczyciła brytyjską ziemię swym zapewne królewskim płaczem.

Pomijam już nawet aspekt stronniczości większości polskich dziennikarzy, którzy za wygraną Komorowskiego daliby pokroić własne dzieci, a ich hipokryzja idzie chyba tylko w parze z nieudolnością i brakiem kompetencji; ale specyfika polskich mediów i wybór informacji są wręcz fascynujące. Rozumiem, że Wlk Brytania może być z racji liczby emigrantów traktowana jako Polska-bis, ale to, że wybrane portale i gazety podniecają się (to chyba najlepsze określenie) takimi sprawami jak spóźnione narodziny królewskiej córeczki bardziej niż te angielskie, to jest jednak już troszeczkę niezdrowe.

Tutaj gdzie mieszkam, wielbiciele monarchii rzecz jasna cieszą się i radują, ale na pewno nie jest to temat, który elektryzuje cały kraj. Ja np. z mymi angielskimi znajomymi rozmawiałem dziś nie o tym, jak będzie miała na imię kolejna "Rojal Baby", lecz o zbliżających się wyborach - torysi i labourzyści jeszcze nigdy nie byli tak blisko siebie w sondażowych prognozach, a gry i koalicyjne przymiarki wydają się być coraz ciekawsze. Odwzajemniam się zazwyczaj opowieściami o polskich realiach i kandydatach, choć i tak wtedy myślą, że sobie z nich robię regularne jajca - przecież nie jest możliwe, żeby w miarę normalny naród kogoś takiego jak Komorowski i jego platformerska brać nie tylko tolerował, lecz wręcz faworyzował.

A może to jednak jest tak, że w jakimś sensie Polacy szukają pozytywnych bodźców, wydarzeń - dzięki którym ludzie zjednoczą się w pozytywnym, radosnym optymizmie? Lokalne podwórko wbrew piewcom sukcesu oferuje o najwyżej czekoladowe orły i wątpliwej jakości rozrywki, więc takie królewskie narodziny wydają się być idealną rekompensatą. Z drugiej strony to jednak troszkę nie w porządku - zanim się zacznie cieszyć cudzymi "sukcesami", pasowałoby także "cudze" standardy wprowadzić w tych trudniejszych dziedzinach życia.

Mogę bowiem zagwarantować, że podobna publikacja jakiegoś londyńskiego Sumlińskiego o Cameronie, zmiotłaby z powierzchni politycznej i społecznej ziemi nie tylko bohatera książki, ale całą jego formację. Wesołej majówki rodakom życzę, naiwnie marząc, że na na wyborczą refleksję zbyt późno nie jest.


Zachęcam do śledzenia: http://twitter.com/MarcinTomala

Można mnie także polubić (lub znienawidzić, co kto woli), porozmawiać, zapytać, zganić: https://www.facebook.com/okiememigranta

 

 

Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka