Marcin Tomala Marcin Tomala
1133
BLOG

Wrażliwość i sukces Pawlikowskiego?

Marcin Tomala Marcin Tomala Kultura Obserwuj notkę 7

Jest swoistego rodzaju żartem z polskiej kinematografii, iż po raz pierwszy w historii twórca z naszego kraju odebrał statuetkę Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego w okresie wyjątkowo dla tej kinematografii słabym. W dobie idiotycznych komedii, fatalnie realizowanych pod względem rzemiosła (udźwiękowienie!) produkcji i podłych, skierowanych na tanią sensację filmów (Pokłosie) sukces Pawła Pawlikowskiego jest ewenementem.

Swą kontrowersyjną i budzącą ogromne emocje Idą dokonał on tego, co nie udało się (w tej kategorii) Wajdzie, Polańskiemu, Antczakowi, Kieślowskiemu, Hoffmanowi, Kawalerowiczowi. Sukces Pawlikowskiego należy docenić i szczerze pogratulować - choć łączenie jego pracy z promocją Polski (jak to nieudolnie próbują czynić, ośmieszając się jednocześnie, czołowi politycy - Komorowski i Kopacz) jest nieporozumieniem. Pan Paweł jest bardziej w dniu dzisiejszym reżyserem brytyjskim, a nie polskim (sama Ida to także produkcja duńska) i próba odcinania kuponów z sukcesu jego i twórców filmu jest żenujące. Ale taka to już widać specyfika ojczysta, że medale i sukcesy to wielu ojców mają, ale na co dzień to muszą sobie sieroty radzić same.

Ida mnie, najprościej rzecz ujmując, znudziła. Uprzedzając ewentualne oskarżenia, nie dlatego, że nie zrozumiałem jej fenomenu lub nastawiłem się negatywnie z racji tak szeroko komentowanej "antypolskości" filmu. Kinomana, który swego czasu zachwycał się (i godzinami analizował, dyskutował) innymi "nudnymi" produkcjami Bergmana, Bunuela, Felliniego czy Kurosawy historia opowiedziana przez Pawlikowskiego po prostu nie porwała. Nie wiem, może się starzeję, może tego typu narracja nie przemawia do mnie dziś tak, jak do zachwyconych krytyków z całego świata. 

Doceniam rzemiosło - zwłaszcza, że reżyser postawił na specyficzną (prostą, choć nie do końca oryginalną) konwencję i potrafił się jej konsekwentnie trzymać. Fenomenalne kreacje aktorskie (zwłaszcza lubianej przeze mnie, a jeszcze bardziej przez moją żonę Kuleszy) i zaskakująco dobre zdjęcia, muzyka, montaż dopełniają obrazu nagradzanej raz za razem całości.

Nie uniknę tematu wspomnianej "antypolskości", przedstawiania winy i grzechów Polaków w obliczu tragedii Holocaustu. Żałuję bardzo, iż Pawlikowski nie uciekł od tych sporów prostym, acz moim zdaniem przyzwoitym zabiegiem - krótką informacją (nawet w napisach końcowych) o tragedii II wojny światowej, sprawcach i ofiarach, liczbach. Z drugiej strony stawianie Idy obok bazujących na taniej i niesprawiedliwej sensacji filmach jak Pokłosie jest niesprawiedliwe.

Film jest kontrowersyjny, ponieważ inspiruje się życiorysem zbrodniarki, a sam porusza temat winy i rozgrzeszenia - który w dobie wybielania Niemców z odpowiedzialności za tragedię Holocaustu i wojny oraz "polskich obozów koncentracyjnych" musi budzić emocje. Bezbronność i fatalny brak kompetencji polityków i ludzi kreujących wizerunek (także historyczny) Polski w świecie budzi sprzeciw i protest, który dotyka siłą rzeczy inne sfery życia - w tym przypadku kino.

Trudno winić za to kochających ojczyznę obywateli, których świadomość historyczna bazuje na wiedzy i emocjach a nie próbie przypodobania się wybranym grupom społecznym. Szkoda, żePawlikowskiemu, koncentrującemu się na opowiadanej z pasją, wrażliwością i zrozumieniem historii tego zrozumienia dla obaw wielu widzów zabrakło.

Mogę próbować z czystym sumieniem te obawy uspokoić - po pierwsze Pawlikowski sprawił swą kapitalnie ocenianą mową przy odbieraniu Oscara znakomite wrażenie. Nie ma sensu gadanie o wstydzie czy stereotypach (picie), to zwykłe czepialstwo. Umiał się pan Paweł na tle hollywodzkich gwiazd zachować i kropka, a słowa: "You are what i love about Poland: resilient, courageous, brave and funny. And you can take a drink" pozostawiają sympatyczne, dobre wrażenie.

Po drugie, film do masowego widza amerykańskiego czy europejskiego nie trafi. Ten styl, kompozycja, narracja, historia - zachwyciły krytyków, ale "przeciętny widz" jeśli nawet na seans się zdecyduje, to raczej na pewno negatywnych wniosków o Polsce czy fałszywej interpretacji historycznej odpowiedzialności nie wyciągnie - to nie ta siła rażenia po prostu, nie ten styl.

Ida to film naprawdę specyficzny - znakomite rzemiosło, olśniewające zdjęcia i gra aktorska sprawiają, że chciałbym polubić go i docenić bardziej, przezwyciężyć wspomnianą w notce "nudę" (brak zaangażowania, energii). Szkoda także, że dla wielu pozostanie wyłącznie celem do realizacji własnych interesów, także politycznych.

Swoją drogą, czepiają się (i słusznie) wielu krytykujących film Pawlikowskiego, że go nawet nie widzieli, a oskarżają. Ja bym się, kończąc notkę weselej, zapytał raczej zachwyconego Komorowskiego, czy film do końca obejrzał. Znając jego dokonania i kulturalne zapędy, to stawiam jednak, że zasnął. 


Zachęcam do śledzenia: http://twitter.com/MarcinTomala

Można mnie także polubić (lub znienawidzić, co kto woli), porozmawiać, zapytać, zganić: https://www.facebook.com/okiememigranta

 

 

Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura