Marcin Tomala Marcin Tomala
2102
BLOG

Rządzą nami wróżki, Owsiak i banda bęcwałów

Marcin Tomala Marcin Tomala Polityka Obserwuj notkę 60

Wyjątkowo ciężko jest dziś komentować wydarzenia bieżące z pięknej ojczystej ziemi, które w rzeczy samej świadczą same za siebie. Przynajmniej dla kogoś, kto posiada odrobinkę zdrowego rozsądku a procesów samodzielnego myślenia nie zastąpiła w nim medialna, obrzydliwa papka. To trochę tak, jak próba żartowania z czegoś, co samo w sobie ociera się o komizm i groteskę - pierwszy lepszy satyryk powie, że to po pierwsze trudne, a po drugie - mało zabawne.

Minister spraw zagranicznych przy tworzeniu swoich przemówień korzystał z pomocy obcokrajowca, angielskiego przyjaciela. Już odsuwając na bok to nieszczęsne marnotrawienie środków publicznych, które to najwidoczniej nikogo w Polsce nie boli, a jak ktoś ma okazję - to kradnie ile wlezie. Przecież to wydarzenie bez precedensu, gdzie w "normalnym" kraju pozbawiono by takiego typka co najmniej stanowiska (choć w takich Chinach na przykład może jeszcze przyrodzenia?), a zdrada stanu stałaby się realnym zarzutem. 

U nas tych precedensów jest jednak zatrzęsienie - standardy wyznaczył swym wybitnym premierostwem Donald Tusk, którego arogancja i hipokryzja weszły do kanonów polskiej polityki. Dumny i butny przed przychylnymi dziennikarzami, przestraszony pierwszej lepszej licealistki. Karierowicz i z całym szacunkiem, nieuk - państwo przez ładnych parę lat fundowało mu naukę języka angielskiego w stopniu intensywnym i drogim, co zaowocowało ślicznym i słynnym "i will polish my english", uśmiałem się, naprawdę. Trzeba było się Crawforda podpytać, za 19 tysięcy by coś zabawniejszego podrzucił na pewno.

Jego następczyni, dr Ewa Kopacz przy największym od kilku lat kryzysie w służbie zdrowia zastosowała swą ulubioną taktykę - walnęła się na wykładzinę i robi brzuszki (jak znalazł na kolejną sesję w VIVIE), tylko nikt nie wie niestety, gdzie ta wykładzina. Usłużni dziennikarze robią co mogą, by czasem przypadkiem nie przypominać, jak to się premier i jej psiapsiółki wypowiadały za czasów rządów wstrętnej partii Kaczyńskiego - a złość społeczeństwa kierowana jest (często słusznie niestety) ku lekarzom. 

Ogólnie z tymi paniami w polityce to ostatnio coś kiepsko - niby męska konkurencja w kraju wyjątkowo żałosna pod względem intelektualnym i kulturalnym (o uczciwości nie wspomnę łaskawie), a one i tak koncentrują swoje wysiłki na retuszach, kieckach i... wróżkach. Pani od klimatu, chluba i odkrycie Platformy Obywatelskiej - Ewa Bieńkowska udzieliła właśnie wywiadu VIVIE (to się w ogóle robi polityczna gazetka - jakby ktoś jednak postanowił dr Ewę znaleźć, radziłbym sprawdzić redakcyjną wykładzinę), w którym chwali się swym zamiłowaniem do horoskopów i numerologicznych wzgórków. I jak ja mam z tego żartować kochani, jak?

Nad całością systemu czuwa dzielnie prezydent, któremu ufa 105 procent wszystkich Polaków, sam ma kłopoty z pamięcią (co by wyjaśniało te luki w wychowaniu i ortografii) ale jako strażnik i piewca sukcesów i wolności, realizator postanowień rządzącej partii sprawuje się wyśmienicie.

System ma też swe sumienie - tutaj króluje niepodzielnie Jurek Owsiak ze swoją orkiestrą, który rzecz jasna sam jest bez skazy, a wszyscy, którym nie podoba się finansowa strona jego wyjątkowo wątpliwej działalności, to szczują tylko i sami niech coś zrobię lepiej miernoty, a nie marudzą.

Ja jako ten marudzący poproszę tych obrońców Owsiaka o adres i otwarte drzwi do chałupy - przyjdę, wezmę co trzeba, część oddam żonie, większość wrzucę do jakiejś fundacyjnej puszki a jakiś ochłap upuszczę przypadkiem, a co, znajcie dobre serce dobroczyńcy.

Jest taki stary dowcip, jak to się różne organy w ciele człowieka pokłóciły o to, kto rządzi. Toż jasnym jest, że ja - burknął mózg - to ja tu myślę i wszystko kontroluję. - Bzdura! - zaprotestowały ręce - my tu robimy najwięcej, zarabiamy na wasze utrzymanie. - Eech! - westchnęły nogi - to nasza rola rządzić, to my decydujemy jaką drogę obrać i dążyć w słusznym kierunku. - My! - odparły oczy - my szefami - my wszystko widzimy i naprawdę nic nam nie umyka. - Nieprawda! - odparł żołądek - to ja tu rządzę, wytwarzam wam wszystkim energię, ciężko pracuję i trawię. Beze mnie zginiecie ... - JA BĘDĘ SZEFEM!!! - nagle odezwała się milcząca dotąd dupa - I JUŻ!. -- Śmiech ogólny nastąpił taki, że całe ciało nie może się pozbierać.-- - DOBRA! - odparła obrażona dupa - jak tak, to STRAJK! i przestała robić cokolwiek. Minęło kilka godzin ... Mózg dostał gorączki. Ręce opadły. Nogi zgięły się w kolanach. Oczy wyszły na wierzch. Żołądek wzdęło i spuchł z wysiłku.

Morał anegdoty zostawię w domyśle, sam tylko wzdychając, jak to paskudnie wygląda niestety w tym polskim organizmie. STRAJK się przedłużył na tyle, że już mało kto pamięta, iż rządy bęcwałów do normalnych nie należą.


Zachęcam do śledzenia: http://twitter.com/MarcinTomala

 

 

Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka