Marcin Tomala Marcin Tomala
1211
BLOG

Jak Putin Tuskowi bark uszkodził

Marcin Tomala Marcin Tomala Polityka Obserwuj notkę 9

Kontuzja premiera Tuska w ludzkim odruchu napełniła mnie przewrotnie nadzieją i otuchą. Zdaję sobie kapitalnie sprawę rzecz jasna, że z cudzego nieszczęścia cieszyć się nie wypada, ale mi chodziło nie o uszczerbek na zdrowiu, ale to, co go spowodowało. Nadwyrężony bark mógł przecież dać się liderowi Platformy we znaki z prozaicznego a jakże pięknego dla narodu powodu - braku snu wywołanego... wyrzutami sumienia. Za rządy hipokryzji, arogancji, kłamstw i nieudolności Morfeusz się na lewym ramieniu premierowi uwalił i zejść za nic nie chciał - może się nasz bohater zmieni zatem w końcu, o dobro Polaków zadba? 

Nadzieje me płonne rozwiał brutalnie Paweł Graś, który powiedział w telewizyjnym wywiadzie, że kontuzja miała wymiar sportowy (męskie pompki), a bolesna i skomplikowana operacja zakończyła się sukcesem. Słychać wręcz westchnięcie ulgi w domach wszystkich Polaków, naprawdę.

Nie żartując wcale to oczywiście trzeba premiera podziwiać. Uraz poważny, a on nie korzystając z przywilejów wcale w kolejce się grzecznie ustawił i jak każdy polski pacjent czekał, prawda? Tzn. dziwnym trafem lekarze znaleźli akurat czas (w niezwykle uporządkowanym i zajętym terminarzu męża stanu), gdy z ważniejszych spraw to mamy tylko sankcje wobec Rosji i destabilizującą się z każdą chwilą sytuacją międzynarodową oraz Powstanie Warszawskie na lokalnym podwórku. Więc jak rekonwalescencja pójdzie dobrze i sprawnie, to istotnych meczyków z kolegami nie straci Donaldinio za dużo, miło, że służba zdrowia w kraju tak zorganizowana i skuteczna.

Do tego to wyraźne podkreślanie o bolesności operacji, rozumiem, że w ramach oszczędności premier zrezygnował ze znieczulenia i środków przeciwbólowych. Odważny twardziel, dziwię się, że zwolnienie lekarskie potrzebne - chyba, że to taka sztuczka, by Bieńkowską i Piechocińskiego w ogniu polityki prawdziwej zahartować, ot, lider nie tylko dzielny, ale i podwładnych szkoli mądrze, Kaczyński patrzy i zazdrości.

Reasumując medyczne zmagania premiera, warto zauważyć, że ta kontuzja to chyba jednak wina Putina. Przecież z niego to już na ten moment wróg tak groźny, a w Polsce sytuacja tak niebezpieczna, że krzepę fizyczną i męskość na wypadek zagrożenia trzeba trenować - więc Tusk robi to, co w kwestii narodowego bezpieczeństwa potrafi najlepiej - pompki. Chyba, że bark mimo wszystko uszkodził już Donaldowi Władimir wcześniej - jak go przyjacielsko po ramieniu w Smoleńsku poklepywał. Nie takie barki rosyjskiego, życzliwego przyjaciela nie utrzymywały, ot, ironia losu. Zdrówka!


 

Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka