Marcin Tomala Marcin Tomala
2287
BLOG

Sojusz z Hitlerem niespełnionym marzeniem polskich patriotów

Marcin Tomala Marcin Tomala Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 83

Dyskusja która narasta przy każdej rocznicy Powstania Warszawskiego napawa mnie na przemian zdumieniem oraz smutkiem. Jego geneza, przebieg i ocena bywają często tak rozbieżne, jak polityczne przekonania i poglądy rozmówców. Na naszych oczach narodziła się w ostatnich latach grupa domorosłych patriotów, znawców historii, wojskowości - którzy w cynicznej i pozbawionej refleksji tragiczne wydarzenia roku 1944 określają dobitnie błędem, kompromitacją, żenującą pomyłką.

Co więcej swoje przemyślenia zamieniają w żart i zabawę (wyjątkowo marną pod względem piśmienniczym swoją drogą) słowem - jak uczynił to bloger i dziennikarz Paweł Rybicki (http://rybitzky.salon24.pl/598032,powstanie-warszawskie-najwieksze-polskie-zwyciestwo). Moja pasja i zamiłowanie historii, uwielbienie kreowania alternatywnych scenariuszy i długie dyskusje z nauczycielami tego przedmiotu w liceum (i później) sprawiły, że na zawsze zapamiętam jedno - ocena historii i ludzkich postaw z perspektywy czasu zawsze musi stawiać na pierwszym miejscu szacunek dla okoliczności, decyzji determinowanych niemożliwą do zrozumienia przez nas teraz liczbą czynników, emocji. Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. Dziękujmy Bogu i poległym za nas Polakom, że żyjemy w dniu, w którym to sprawdzanie ogranicza się do jałowych sporów oceniających bohaterstwo innych.

„Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców, Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy”. Tak na wieść o wybuchu powstania w Warszawie zareagował Reichsführer SS Heinrich Himmler. Okoliczności to słowo klucz - ocenianie Powstania Warszawskiego chłodną kalkulacją polityczną z perspektywy obecnej wiedzy historycznej jest potrzebne i cenne. Tylko tak łatwo przekroczyć cienką granicę między dyskusją a brakiem szacunku dla śmierci i poświęcenia, tragedii powstańców.

Atmosfera panująca wówczas w stolicy, strach, przerażenie, chęć oporu i walki, wyzwolenia. Zmieniające się z dnia na dzień oblicze samego konfliktu, rola wrogów, kalkulacje sojuszników. Gdybanie czy i jak wyglądałaby teraz Warszawa, czy doszłoby do rzezi na cywilnych mieszkańcach stolicy jest smutnym obrazem zagubienia w historycznych faktach. Zdaję sobie sprawę, że to taki nowy wyznacznik i symbol polskiego, racjonalnego "patriotyzmu" - wysyłać pod sąd wojenny decydentów i przywódców powstania, rozumieć i współczuć z jednej strony - oczerniać i wyśmiewać ochoczo z drugiej, zarzucając oponentom brak zrozumienia dla wyrafinowanej formy i głębokich przemyśleń.

Nie, moi drodzy, te przemyślenia wcale tak głębokie nie są. Zwłaszcza, że pomijają w swej naiwności i głupocie sprawę najważniejszą - okrucieństwo i niespotykaną wręcz rzeź, bestialstwo i wrogość Niemców (nie hitlerowców, nazistów, lecz naszych zachodnich sąsiadów) i jeszcze większą, bo podsycaną wyrachowaniem i cynizmem postawę stalinowskiej Rosji. Jakby tego było mało, do zabójczej mieszanki dorzućmy Teheran, postawę naszych alianckich sojuszników, którzy Polskę spisali na listę wojennych strat. 

Powstanie Warszawskie to symbol - niezłomności, walki, cierpienia. Tragiczna próba ukazująca bezmiar okrucieństwa czasów okupacji, desperację i bezsilność państwa postawionego w obliczu niemożliwego, a którego godność, honor, człowieczeństwo zostały wystawione na próbę zdrady, osamotnienia, porażki. 

Dziwię się, że przeciwnicy PW nie pójdą w swych zdecydowanych żartach i analizach krok dalej, co najzabawniejsze w swej historycznej ironii - mądrzej. O ile wydarzenia roku 1944 były naturalnym następstwem okupacji i działań rozpoczętych w 1939 roku, to przecież można było tych wszystkich cywilnych ofiar (przynajmniej w teorii) uniknąć idąc wcześniej na... sojusz z Hitlerem.

Nie mówimy tutaj o oddaniu pomorskiego korytarza i odwleczenie w czasie tego, co nieuniknione, lecz o realny, wojskowo-polityczny układ, do którego sam Hitler dążył, planował, marzył. Wspólne pokonanie sowieckiej Rosji, zdobycie Moskwy, zmiażdżenie komunizmu. A później, w zależności od postawy zachodu, podział wpływów nad rosyjskimi ziemiami (Ukraina dla nas) i dalsza współpraca z hitlerowską Rzeszą, lub przy agresywnej postawie aliantów nóż w plecy wbity Niemcom i marsz na Berlin.

Upraszczam rzecz jasna maksymalnie, ale należy pamiętać, że tak naprawdę stosunek Hitlera do Polski zmienił się w kwietniu 1939 roku, gdy Beck ostatecznie odrzucił jego awanse i zawarł pakt z Anglią. Było wtedy jasne, że wojny uniknąć się nie da. Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw...

To wyjątkowo smutne, że okazję rocznicowych wydarzeń Powstania Warszawskiego, ochoczo tracąc publicznie to o czym mówił Beck, wykorzystuje wielu do rażących historycznym zagubieniem i dyletanctwem analiz. Tragedia, cierpienie i śmierć, klęska i upadek, desperacja, godność, ból, zdrada, okoliczności, czasy - zasługują na nasz szacunek, zrozumienie, współczucie i podziw. Podziękowanie. Bez tego na pierwszym miejscu dyskusja o tamtych wydarzeniach jest bezcelowa. Ku rozwadze.

 

 

 

Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura