Marcin Tomala Marcin Tomala
3805
BLOG

Skarżący Chazana rodzice odmówili aborcji!

Marcin Tomala Marcin Tomala Społeczeństwo Obserwuj notkę 65

Newsweek publikuje niezwykle emocjonalny i poruszający wywiad z pozostającym anonimowym ojcem tragicznie zmarłego dziecka, smutnym i niewinnym bohaterem warszawskich wydarzeń rozgrywanych wokół dyrektora Szpitala św. Rodziny, prof. Bogdana Chazana. Przypomnijmy, choć to właściwie niepotrzebne: z jednej strony polowanie na czarownice oraz bezprecedensowy atak na klauzulę sumienia, z drugiej walka z aborcją toczona mocno, dosadnie, bez dopuszczenia jakiegokolwiek "ale". Medialny cyrk połączony z moralną i etyczną dyskusją osób atakujących jadem, nienawiścią, brakiem zrozumienia. Co ciekawe, w większym stopniu tych, dla których "tolerancja" dla cudzych poglądów jest podobno hasłem sztandarowym.

Sam wywiad, poza oczywistym współczuciem i smutkiem wobec trudnej do wyobrażenia sobie tragedii wzbudza kilka znaczących wątpliwości. Te pojawiły się już wcześniej, trudno bowiem bezkrytycznie zaufać braku wiedzy i zaangażowania rodzicom, którzy z posiadania potomka uczynili swoistego rodzaju medyczną batalię wbrew naturalnym uwarunkowaniom. Nie mam zamiaru gloryfikować postawy prof. Chazana, jeśli złamał prawo, zasługuje na karę - ale potępianie go za "spiskowe" wręcz doprowadzenie do narodzin kalekiego dziecka oraz atak na jego światopogląd należy ocenić negatywnie, groteskowo.

Zadziwia mnie opis wszelkich procedur, rozmów, konsultacji medycznych. Ojciec czuje się odsunięty, wyproszony za drzwi. Kobieta, która 12 lat stara się o dziecko, 5 procedur in vitro, kolejna nieudana próba, a facet, który kreuje się na silnego i zdecydowanego płacze do mediów, że lekarze z nim rozmawiać nie chcieli. Leczenie w Polsce to nieustanna walka - z leczącymi, ich brakiem empatii, procedurami, kolejkami, burdelu, który w naszej służbie zdrowia zapanował nie trzeba nikomu dokładniej tłumaczyć - gdy ktoś nagle niewinną i zaskoczoną ofiarę udaje, to pytam się - naprawdę?

To, że było (dziecko) nieuleczalnie chore, że nie mogło żyć, to niczyja wina. Ani prof. Chazana, ani szpitala, tylko natury czy Boga. To wyłącznie nasz problem i bierzemy go na swoje barki. Chore i w stanie tak przerażającym rodzice byli w stanie spędzać z nim każdego dnia jego ziemskich dni tylko kilka chwil dziennie. "Godzinę, góra dwie dziennie, więcej nie byliśmy w stanie wytrzymać (...) Nie mogliśmy na to patrzeć, przerastało nas to. Umówiliśmy się z lekarzami, że zadzwonią, kiedy stan będzie krytyczny. Chcieliśmy przyjechać i się z naszym dzieckiem pożegnać. Ale takich stanów krytycznych było codziennie kilka, więc po kolejnym alarmującym telefonie poprosiliśmy, żeby już nie dzwonili."

Z jednej strony mamy zatem niewyobrażalną tragedię ludzką oraz ogromną determinację rodziców, którzy chcieli za wszelką cenę po poznaniu prawdy doprowadzić do terminacji ciąży, ale spiskujący lekarz cwanie i złośliwie im tego zabronił. Czym doprowadził do psychicznej traumy, ulgi ze śmierci nowo narodzonego dziecka. Czy to jednak do końca prawda? Sensacją wywiadu jest jego fragment o angielskiej opcji, którą zaproponowano rodzicom dziecka.

Doktor Gawlak zaproponował nam wyjazd do Anglii, znał lekarza, Polaka, który mógłby nas przyjąć w szpitalu i legalnie usunąć ciążę. Żona nie chciała. Chore dziecko, ona sama ma cukrzycę i poważną wadę wzroku, a tam obcy lekarz, ona nie zna angielskiego... Bała się. Powiedziała, że jesteśmy Polakami i będziemy leczyć się w Polsce.

Nie rozumiem zatem. Z jednej strony determinacja i pragnienie humanitarnej podobno aborcji za wszelką cenę. Z drugiej... znajomość angielskiego? Przecież proponowany lekarz to Polak, tu jednak wymówki, obcy lekarze... I najważniejsze, będziemy leczyć się w Polsce! Czyli w końcu chodziło o terminację ciąży czy próbę leczenia, ratowania dziecka? Brak spójnej narracji jest wręcz odpychający.

Rozgrywanie tej ogromnej ludzkiej tragedii na oczach całego społeczeństwa w wątpliwym celu z coraz bardziej widocznymi wątpliwościami ma swoją cenę. Naturalnemu odruchowi współczucia i żalu zaczynają bowiem towarzyszyć determinowane racjonalnymi pobudkami pytania i nieścisłości. Nie tylko względem służby zdrowia i lekarzy w Polsce (i słusznie), ale także wobec bohaterów tego wydarzenia.

Zwłaszcza, gdy ojciec kończąc wywiad usilną chęć posiadania potomka tłumaczy słowami: gdybyśmy zdecydowali się na adopcję, moi rodzice nigdy nie byliby prawdziwymi dziadkami, a moje instynkty samcze, władcze, naturalnie nie byłyby zrealizowane. Pozostaje mieć nadzieję, że teraz kierują panem pobudki szlachetne i szczere, nie te samcze, władcze. Bez ostrzejszego komentarza, z szacunku dla śmierci dziecka.

 

 

 

Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo