Marcin Tomala Marcin Tomala
2821
BLOG

Publiczna depresja Kowalczyk

Marcin Tomala Marcin Tomala Społeczeństwo Obserwuj notkę 52

Depresja jest chorobą poważną, ale bardzo często lekceważoną, także przez odpowiedzialnych za to lekarzy pierwszego kontaktu. Łatwo ją pomylić z realnymi problemami dnia codziennego, smutkiem, negatywnymi emocjami, kłopotami - które, zwłaszcza w polskiej rzeczywistości, dotykają prawie wszystkich. Cytując literaturę, rozpoznać to zaburzenie można dopiero, gdy stanom obniżonego nastroju towarzyszą dodatkowo inne objawy m.in. poczucie braku energii, niemożność przeżywania radości, niska ocena własnej wartości oraz gdy trwają odpowiednio długo, tzn. ponad 2 tygodnie.

Wg różnych statystyk uznaje się, że nawet 17% całej populacji w którymś momencie swojego życia cierpi na depresję - źródła podają szereg objawów, sposoby leczenia, także farmakologicznego (które staje się często absolutną koniecznością w przedłużających się stanach depresyjnych - na równi z pomocą psychoterapeuty). O powadze sytuacji należy pamiętać zawsze, objawów nie lekceważyć - brak reakcji może prowadzić w ostateczności nawet do prób samobójczych.

Szczerze muszę przyznać, że niesamowite, wstrząsające wyznanie jednej z naszych narodowych, sportowych bohaterek - Justyny Kowalczyk, budzi me mnie odczucia skrajne. Z jednej strony podziw dla jej odwagi, hartu ducha, niezwyciężonej woli walki, współczucie. Z drugiej brak zrozumienia i szereg wątpliwości.

Rację mają ci, którzy uważają, że to nie ich sprawa. Ci, którzy nie mieli do czynienia z depresją, nigdy nie zrozumieją. To prywatna, indywidualna sprawa chorego człowieka i jego najbliższych. Tylko, że niestety, na forum publicznym szczegóły swej choroby (w obszernym wywiadzie dla Gazety Wyborczej) ujawniła sama sportsmenka. A jej słowa budzą nie tylko podziw i zrozumienie, a wiele pytań.

Czas trwania choroby - trzy lata życia w kłamstwie czy bezpośrednie następstwo tragicznego wydarzenia, jakim było poronienie. Ogłaszanie śmierci nienarodzonego dziecka na profilu w serwisie społecznościowym. Bezsenność i zdiagnozowane stany depresyjne w połączeniu z nieludzkim, intensywnym treningiem sportowym prowadzącym do olimpijskiego złota. Niespójny, fałszywy okazuje się dziś wizerunek medialny - zjadliwe, mocne komentarze, spontaniczne, pełne energii wywiady, przyjaźń z politykami, radość, pełne seksapilu sesje do kobiecych magazynów. 

Nie rozumiem jakim cudem zajmujący się stanem zdrowia Justyny Kowalczyk profesjonaliści dopuścili do sytuacji, gdzie ciągle nie wyleczoną (czy już jednak tak?) pacjentkę poddaje się pod swoistego rodzaju osąd publicznej opinii. Gdzie stan jej zdrowia stanie się tematem do rozmów, analiz, szukania jej wcześniejszych wypowiedzi, fejsbukowych wrzutek. Szczerze rzecz ujmując poważnie należałoby także zając się osobami, które pozwoliły Justynie na olimpijskie zmagania, katorżniczą pracę, wysiłek fizyczny przy jednoczesnym, całkiem nietrafionym farmakologicznym leczeniu - co sama przyznaje podopieczna Wieretelnego. To nie złamana kość, stopa - przecież, jeśli prawdą jest to, o czym mówi w wywiadzie - groziło to jej życiu!

Pojawią się zapewne (już pojawiają) dwa typy uzasadnienia publicznego, depresyjnego exodusu - oba w mej opinii nieprawdziwe. Po pierwsze, by zyskać wsparcie i pomoc kibiców. To miała Justyna zawsze i bezwarunkowo - wystarczyła wzmianka o osobistych problemach a szczegóły zostawione dla fachowców i rodziny, najbliższych. Po drugie - przełamywanie społecznego tabu związanego z depresją.

Kazik, Kora, Fraszyńska, Królikowski, Klich, Iwan, teraz Kowalczyk - publiczna analiza zdrowia celebrytów, w i tak już podzielonym i często skłóconym narodzie, pełnym kłopotów dnia codziennego, zwłaszcza gdy walka o zdrowie ciągle się toczy (!) moim zdaniem szkodzi. Także pacjentowi (no chyba, że temu jednak chodzi o coś innego, niż chęć powrotu do zdrowia, ale to już inna opowieść). Naprawdę wolałbym zaplanowaną, konkretną, pełną faktów i spójnych informacji kampanię,także medialną, większą odpowiedzialność lekarzy.

Jeśli o depresji mają nas uczyć wywiady gwiazd (bo to przecież każdego dotyka) to samo w sobie prowadzi to do trywializacji istoty problemu, błędne rozłożenie akcentów, igrzyska domysłów, analiz, osądów. 

Mało w tym wszystkim realnej troski, spójności, konsekwencji. Więcej medialnego szumu i publicznych dyskusji. Szczerze - nie rozumiem. I wolę poprzestać na braku zrozumienia - z szacunku dla życiowych osiągnięć Justyny Kowalczyk.

 

 

 

Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo