Marcin Tomala Marcin Tomala
2834
BLOG

Z takim kościołem nie chcę mieć nic wspólnego

Marcin Tomala Marcin Tomala Polityka Obserwuj notkę 92

Pożegnanie generała Wojciecha Jaruzelskiego nie było zwykłą, naturalną i ludzką ceremonią pogrzebową nawróconego przed śmiercią człowieka. Przekształciło się raczej w dziwaczny polityczno-historyczny happening, gdzie starły się ze sobą hipokryzja i zakłamanie historii z jednej strony, z poczuciem bezradności i niesprawiedliwości z drugiej. Gdzie to pierwsze nazywa się dziś honorowym zwycięstwem, a to ostatnie barbarzyńskim wymiarem chrześcijaństwa.

Wybaczcie brutalną ocenę, ale czuję się wyjątkowo rozgoryczony, gdy to tej farsy przykładają ochoczo rękę polscy hierarchowie kościelni. Z całą mocą muszę podkreślić, jak znacząca jest różnica między skromnym pożegnaniem nawróconego grzesznika (tak prawdziwie, po chrześcijańsku - wybaczamy), a imprezą państwową, na której z pompą i honorami godnymi prawdziwego bohatera i katolika żegna się jednego z największych zbrodniarzy PZPR.

Historia nie kłamie. Trzy wydarzenia, tysiące ludzkich tragedii. Czystka antysemicka 1967-68, masakra robotników na Wybrzeżu w 1970 roku, decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego w grudniu 1981. Całe życie Wojciecha Jaruzelskiego nacechowane jest kłamstwem, służalczością względem Moskwy, śmiercią niewinnych, bandytyzmem, fałszem. Na pogrzebie cała parada celebrytów usiłuje mnie przekonać, że ten bandytyzm możemy co najwyżej określić słowami "postać tragiczna". "Żegnamy człowieka szczególnej epoki naznaczonej tragedią, dramatem, poszukiwaniem sensu i nadziei. Żegnamy żołnierza, który służył Polsce taką, jaką była, nie odmawiając ani poświęcenia, ani krwi. Żegnamy dowódcę, który troszczył się o polskie wojsko, o swoich żołnierzy" - mówił o prawdziwym bohaterze rodem z greckiego dramatu były prezydent Aleksander Kwaśniewski. Żegnamy polityka, który w najtrudniejszym czasie podjął się odpowiedzialności za państwo w stanie kryzysu i ze szczerym przekonaniem wybrał mniejsze zło, chroniąc nas przed obcą interwencją albo domową bratobójczą wojną".

Płynęły piękne słowa, a oczy Kiszczaka, Wałęsy, Komorowskiego, Olbrychskiego napełniły się szczerymi łzami wzruszenia i miłości. Zakłamywanie historii na oczach już i tak skłóconego, podzielonego narodu. Pod sprawnym i miłosiernym nadzorem kościoła. Obrzydliwe.

Tłumaczy się nam gorliwie, jak sprawnie i szybko ikona niewierzących i wróg kościoła na łożu śmierci nastąpił nawrócenia. Powiedzieć można, że okazała się łaska Boża. U schyłku swego życia, ok. 13 dni przed ostatnim stadium choroby, przebywający w szpitalu wojskowym przy ul. Szaserów, gen. Jaruzelski w sposób świadomy, wolny, nie ulegając jakimkolwiek sugestiom czy naciskom, poprosił kapłana - kapelana Ordynariatu Polowego - o spowiedź, odbył ją, uzyskał rozgrzeszenie, wzbudził żal za grzechy. Spełnił tym samym kanoniczne warunki, aby po długiej drodze znów do swego serca przyjąć Jezusa Chrystusa - mówi ks Mokrzycki. Głódź wspomina o potrzebie ducha, szczerym żalu za grzechy, zrozumieniu, pojednaniu z Bogiem, Nycz krytykuje postawę protestujących, apeluje o szacunek dla śmierci.

Nie wiem, może ja się znam na teologii wyjątkowo średnio, ale w swej świętej, katolickiej naiwności wierzyłem zawsze, że jak się spowiada i przeprasza na przykład za kradzież roweru, to słabo to wypada, jak zaraz po uzyskaniu rozgrzeszeniu odjeżdża się szybko od konfesjonału na tym właśnie rowerze. Gdy przeprasza się za śmierć i tragedię życia tysięcy niewinnych ludzi, to nie ma w tym miejsca na żadne historyczne gdybanie, usprawiedliwianie. Skrucha i prośba o wybaczenie.Przegapiłem coś może?

Szacunek w obliczu majestatu śmierci mylony jest dziś i stawiany na równi z próbą gloryfikacji komunistycznego zbrodniarza. O ile oczywistym jest cisza i chwila refleksji nad grobem zmarłego, o tyle krzyk rozpaczy nad brutalną próbą wybielania jego życiorysu, protest nad przyzwoleniem na nazywanie go tragicznym bohaterem, współojcem dzisiejszej Polski jest jak najbardziej usprawiedliwiony. Przykro mi bardzo i nie rozumiem, jak tak łatwo do porządku dziennego przechodzą nad tym kościelni hierarchowie.

Kościół jako organizacja zawodzi wielu Polaków nie po raz pierwszy. Smoleńskie rozczarowanie, obojętność, brak zrozumienia, wyjątkowa stanowczość względem zwykłych wiernych połączona z umiłowaniem i tolerancją dla agresywnych, brutalnych i jawnych wrogów kościoła katolickiego. Także tych bezpośrednio odpowiedzialnych za śmierć wielu wspaniałych kapłanów. Dziś pod miłosiernym okiem biskupów padają swobodnie słowa typu: ks Popiełuszko celebrowałby pogrzeb generała, wielkiego Polaka. Gdyby żył, rzecz jasna.

Przekazujący sobie na pogrzebie Jaruzelskiego znak pokoju jawni wrogowie kościoła, przy akceptacji i wręcz zachęcie jego hierarchów jest policzkiem wymierzonym siarczyście i mocno barbarzyńskim przecież chrześcijanom. Brylujący Kiszczak, szczęśliwy i dumny Kwaśniewski nad grobem prawdziwego, tragicznego bohatera. Wybaczcie, ale pozbawiony katolickiego zrozumienia pozwolę sobie ironicznie zakończyć - ten kocioł, co mi tam na dole szykują niewierzący komuniści na swój sposób mnie cieszy. Przynajmniej daleko od tych wszystkich niebiańskich zasłużonych.

 

 

 
 
 

Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka