Marcin Tomala Marcin Tomala
663
BLOG

"Podłe ryje" - referendalne i lotniskowe

Marcin Tomala Marcin Tomala Polityka Obserwuj notkę 1

Wałęsę śmiali skontrolować na lotnisku w Londynie. Pojechał sobie nasz oskarowy gwiazdor, autorytet i dalajlama w jednym (http://naszeblogi.pl/41093-walesa-bezczelnie-obraza-tych-ktorym-sie-nie-powiodlo) na premierę swojego filmu do stolicy brytyjskiej, a tam, wyobraźcie sobie kochani, śmiano poddać go standardowym procedurom bezpieczeństwa i odprawie paszportowej, co były prezydent uznał za sponiewieranie i poskarżył się szybko zarówno na swoim blogu jak i ambasadzie, która wg niego specjalnie go na tego angielskiego konia wsadziła. Podlcy wstrętni! Niech się więcej królowa angielska herbatki ze mną nie spodziewa, moja noga na tym bakingamie więcej nigdy nie stanie!

Jakby ktoś nie zdawał sobie sprawy, to sponiewieranie lotniskowe wygląda mniej więcej tak, że trzeba niestety pokazać dokument tożsamości (Wielka Brytania w dalszym ciągu pozostaje w dużym uproszczeniu poza strefą Schengen) oraz poddać się standardowej kontroli, udowodniając metalowej bramce, że się na pokład samolotu bomby lub gazety wyborczej na przykład wnieść nie chce. Czasem trzeba dodatkowo ściągnąć buty lub oddać się osobistej kontroli dokonanej przez członka służby ochrony lotniska.

Co nawiasem mówiąc spotkało mnie tylko raz, dlatego zresztą, bo inteligentnie założyłem na podróż koszulę z metalowymi guzikami, czym wywołałem szczery uśmiech u sprawdzającego mnie "ochroniarza". Zresztą, jak to najtrafniej podsumował mój mądry życiowo ojczulek - "parę razy do Ciebie synu już latam, angielskiego ni w ząb, a ani razu mnie nie sponiewierali. Widocznie musieli uznać, że temu Wałęsie to naprawdę podle z gęby patrzy, podejrzanie."

Nie mniej podejrzanie i podle zresztą, niż naszym triumfującym i ziejącym radością rządzącym z Tuskiem, Sikorskim i Hanią na czele. Frekwencji zabrakło a Warszawę z czystym sumieniem dodaję do listy miast, których z racji na stan umysłowy i odwagę mieszkańców należy unikać z równą gorliwością, co meczów reprezentacji Polski w piłkę nożną. Co najciekawsze, miłościwie nam panujący nie mają w sobie chociaż na tyle godności, by referendalny wynik przemilczeć i nie komentować. Gdzież tam, sukces, wygraliśmy - tylko 95 procent głosujących nas nie lubi, hurra!

Tusk mówi dzisiaj, że był po prostu pragmatyczny, a "niepójście też jest formą aktywności". Co zamierzam jutro obwieścić telefonicznie mojemu szefowi, zostając po lemingowemu w łóżku, zamiast zebrać rano moje szanowne cztery litery do pracy. Co też innym szczerze polecam, skoro sam premier zachęca. Uczniowie omijający zajęcia w szkole mają nowy powód usprawiedliwienia -niepójście na sprawdzian też jest formą szkolnej aktywności, pani profesor! Grubaski z nadwagą aktywnie oglądają telewizję, a matołki, których znajomość otaczającej ich rzeczywistości ogranicza się do wiedzy zaczerpniętej od Kraśki i Lisa aktywnie oglądają książki, na półkach w księgarni (za szybą, bo wejść wstyd).

Aż się prosi zresztą, by zastosować podobny pomysł w praktyce wyborczej w ogóle - wybory parlamentarne? Nie ma wymaganej frekwencji (30% przykładowo), nie ma zatwierdzenia i legimatyzacji władzy, pieniążków dla posłów itp. Niech rządzi trybunał konstytucyjny i czort wie kto jeszcze, ale panowie wyposażenia poselskiego nie dostaną, dopóki nie będzie frekwencji. Ciekawe, jak wtedy Tusk i Sikorski będą namawiać do "niepójścią".

Pragmatyzm polityczny i grę wyborczą jestem w stanie zrozumieć (niech to będzie ostrzeżenie dla wszystkich, którym się wydaje, że PiS już wygrał kolejne wybory i będzie skutecznie nasz kraj zmieniał, bo nazywając rzecz po imieniu to trzeba się chyba poważnie zastanowić nad skutecznością działania wybranych osobników), ale takiej skali pychy, arogancji i hipokryzji zakrawających na kabaretowe, pojąć nie potrafię.

Dochodzi do momentu, w którym polskość kojarzy mi się nie z dumnymi i radosnymi twarzami, a z podłymi, wstrętnymi ryjami. Odruch buntu, który towarzyszy mi od dawna, zastępuje powoli odruch wymiotny.

 

 

 
 
 

Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka